W ciągu ostatnich lat wielokrotnie mieliśmy do czynienia z psami agresywnymi. Niektóre były mniej, inne bardziej niebezpieczne, co zależało od wielu czynników takich jak warunki życia, inhibicja gryzienia, umiejętności komunikacyjne czy gabaryty psa. Wiadomo, że mały piesek potencjalnie wyrządzi dużo mniej szkód niż duży. Niemniej jednak każdy pies ma zęby i może ugryźć. Zawsze. Zdarzały się przypadki, że piesek przez wiele lat nie prezentował żadnych zachowań agresywnych, aż nagle rzucał się z zębami na jakiegoś człowieka lub innego psa. Nie możemy zapominać, że psy to nie pluszaki do przytulania, ale żywe istoty, które potrafią się bronić. I nie ma w tym nic złego. Zdolność do obrony jest rzeczą dobrą i pożądaną. Czy nie chcielibyśmy, aby nasze dzieci zaatakowane potrafiły się obronić i „pokazać kły”?
Psy zaatakowane, zagrożone, zestresowane, postawione pod ścianą mogą być niebezpieczne tak jak i ludzie w takiej sytuacji. W odróżnieniu jednak od ludzi, psy nie mogą ponosić odpowiedzialności za zachowania agresywne. Niestety winny jest niezmiennie człowiek. To człowiek udomowił dzikie zwierze, to człowiek trzyma psa w nienaturalnym i ogromnie wymagającym dla niego środowisku, wśród ludzi, którzy mówią innymi językami, którzy nie rozumieją jego komunikacji, którzy żyją w inny sposób i mają inne potrzeby. Pies jest całkowicie zależny od człowieka i w zależności tej jest często kompletnie nierozumiany. Kiedy pies zaatakuje to najczęściej znaczy, że czuje się zagrożony. Do człowieka – opiekuna należy zrozumieć, co wywołało to poczucie zagrożenia i w przyszłości nie dopuścić do podobnej sytuacji.
W momencie, gdy znamy swojego psa, a on zna nas, jesteśmy świadomi jego zachowań i ich przyczyn, właściwie odczytujemy jego sygnały i wiemy jak pracować – wtedy może rozpocząć się prawdziwy rozwój i zmiana. Jest wiele metod treningowych, z których korzystamy w pracy z agresją → sesje BAT, przeciwwarunkowanie, budowanie nowych kontekstów i skojarzeń etc. Jednak w pierwszej kolejności opiekun musi wykonać ten wysiłek i zlokalizować (być może z pomocą behawiorysty) źródło problemu. Może nasz pies stresuje się, gdy jakaś obca osoba podchodzi do nas. Ktoś przecież zbliża się do naszego stada – może być dla nas zagrożeniem. Może niepokoić go odgłos działającej pralki czy krzyk dziecka. Być może nasz pies staje się agresywny, gdy ktoś wchodzi na jego terytorium np. miejsce, gdzie śpi. Być może stresuje go, gdy chcemy mu coś zabrać.
Musimy zrozumieć, że podłożem tych zachowań jest coś dobrego → chęć życia. Psy tak samo jak ludzi mają potrzebę bezpieczeństwa, którą możemy zaburzyć na różne sposoby, często nie zdając sobie z tego sprawy. Nasz pies na pewno też nie rozumie naszego stresu, gdy Urząd Skarbowy przychodzi na niezapowiedzianą kontrolę. Czujemy wtedy zagrożenie. Nasze społeczeństwo nauczyło nas jednak, jak możemy radzić sobie w takich sytuacjach, w jaki sposób możemy legalnie się „bronić”, tak aby nikomu nie stała się krzywda. Nasz pies również może nauczyć się takich bezpiecznych strategii, jednak odpowiedzialność za to leży po naszej stronie. To my jako właściciele musimy pokazać naszemu psu jak radzić sobie w trudnych dla niego sytuacjach. Przede wszystkim jednak musimy nauczyć go, że może nam ufać i jest z nami bezpieczny. Bardzo często taka praca sprowadza się do tego, by dać psu wybór. By dać mu przestrzeń i wolność w wyborze tego, czego potrzebuje, tego czego chce. Psy są bardzo inteligentne i obserwują nas i świat, który je otacza, dużo uważniej niż my zazwyczaj. Ataki zdarzają się najczęściej, gdy pies czuje, że nie ma wyboru i w tej sytuacji zachowuje się najlepiej jak może.
Moim zdaniem najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić naszemu psu jest – najczęściej kompletnie nieumiejętne – stosowanie awersyjnych metod do korygowania zachowań agresywnych. Jeśli nasz pies czuje się zagrożony z jakiegoś powodu, boi się o życie, bezpieczeństwo swoje czy swojego „stada”, a my zadamy mu wtedy ból, skarcimy go, „zaatakujemy”, jego reakcja może pójść w dwie strony: albo kara będzie wystarczająco mocna i pies się „złamie”, albo agresja będzie narastać i pies stanie się naprawdę niebezpieczny. W drugim przypadku psy często idą do uśpienia. Stają się „zbyt dużym problemem”. Mimo, że ich winą jest wola życia. Budujemy w ten sposób pomnik okrucieństwu i głupocie człowieka. Jeśli pies się „złamie”, karcony i bity przez lata, „bo przecież trzeba pokazać, kto tu rządzi”, trzeba pokazać „dominację”, jego los będzie również tragiczny. Uchodzi z niego życie jak z przedziurawionej opony. Chodzi przy naszej nodze, potulnie, ze spuszczoną głową… „posłuszny”.
Nieraz widzę ludzi, którzy chodzą ze swoimi psami na spacery bez smyczy. Zapytani powiedzą, że nigdy nie byli na żadnym treningu, nigdy tego nie ćwiczyli, a jednak pies grzecznie idzie przy nodze, nie opuszczając swojego pana nawet na krok – „słucha się”. Jeśli na chwilkę się zapomni i powęszy w trawie z przerażeniem dobiega do odległego o metr właściciela z ogonem między nogami, położonymi uszami, bo już słychać krzyk niezadowolenia skierowany w jego stronę. Pomyślmy o tym jaka jest relacja między takim psem i jego właścicielem. Taki pies może i jest „grzeczny”, ale pamiętajmy, że jest to kategoria wymyślona przez człowieka dla człowieka. Pies jest grzeczny dla NAS, dla NASZEGO szczęścia, zadowolenia i przede wszystkim wygody. To nie znaczy, że jest szczęśliwy.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że dobry pies to taki, z którym możemy zrobić wszystko, który nigdy nie zaprotestuje, nie szczeknie, nie warknie, który pozwoli wejść sobie na głowę…dosłownie. Zastanówmy się, jak byśmy się czuli, gdyby nasze dziecko takie było. Kompletnie bierne, pozwalające na wszystko każdemu napotkanemu człowiekowi. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, po co ktoś chciałby być opiekunem takiego „złamanego” psa. Jest to pewien relikt przeszłości, z czasów gdy psy przede wszystkim były wykorzystywane do konkretnych zadań, miały swoje obowiązki, role społeczne i wymagano od nich bezwzględnego posłuszeństwa. Współcześnie w naszym kraju psy, które realnie pracują są zdecydowanie rzadkością.
Jeżeli ktoś decyduje się na psa i chce zostać jego opiekunem, to nie wyobrażam sobie, żeby równocześnie nie chciał, aby jego pies był szczęśliwy i pewny siebie. W dzisiejszym świecie psy naprawdę są dla nas fanaberią, nie potrzebujemy ich, za to psy potrzebują nas. To my oderwaliśmy je od naturalnego środowiska i zamknęliśmy je w betonowej dżungli. To naszym obowiązkiem jest teraz zadbać o nie i zaopiekować się nimi. Na nas spoczywa pełna odpowiedzialność, żeby nauczyć je jak żyć w naszym świecie. A jak ktoś uważa, że do psa trzeba przemówić w jego „języku” czyli siłą i przemocą, jak wilk alfa, to przypominam, że my nie jesteśmy ani psami ani wilkami. Może nam się wydawać, że potrafimy mówić w „języku” psa, jednak „językiem” psa jest przede wszystkim zapach, na który my jesteśmy zupełnie obojętni. Wszystkim zwolennikom teorii dominacji przypominam więc, że to nie jest „mówienie w języku psa”, to jest bicie psa. Dominacja nie polega na sile tylko na kompetencjach. To wiedza, to umiejętności, spostrzegawczość, równowaga emocjonalna, poświęcony czas i uwaga, empatia. Myślę, że wilk alfa dokładnie wie w jakim stanie emocjonalnym jest jego stado, który osobnik wydziela ile kortyzolu, który się boi i dlaczego. Wie też kiedy jego wilki czują się zrelaksowane i jak bardzo. Widzieliście kiedyś wolnożyjącego psa czy wilka, osobnika niestabilnego w emocjach, wielokrotnie atakującego resztę, nieobliczalnego i niebezpiecznego? To nie jest osobnik „alfa”. To członek stada, który jeżeli się nie zmieni, albo będzie musiał je opuścić, albo zostanie zagryziony.
Praca z psem prezentującym zachowania agresywne jest bardzo trudna dla każdej ze stron. Pies w 99% przypadków zachowując się agresywnie nie jest szczęśliwy ani zadowolony (nie mówię tutaj o agresji, której podłożem będzie instynkt łowiecki, jako, że nie postrzegam jej w tym wymiarze jako zachowanie agresywne). Właściciele też bardzo często borykają się z czymś, co zupełnie ich przerasta, co wywołuje w nich strach i wstyd. Wciąż uważam, że pies to luksus, na który nie każdy powinien sobie pozwolić. Kiedy jednak decydujemy się zostać opiekunem psa musimy wziąć za niego pełną odpowiedzialność. Jest to etyczny obowiązek, który niestety nie jest jeszcze dobrze regulowany prawnie. Musimy więc o tej odpowiedzialności głośno mówić, nie pozwalać na to, żeby „wadliwe” egzemplarze psów były wyrzucane. Kiedy rodzic złym wychowaniem zrobi ze swojego dziecka potwora, czeka go społeczny ostracyzm. Kiedy właściciel swoim zachowaniem i złym podejściem zrobi z psa potwora, może po prostu się go pozbyć, nie obawiając się niczego. Mimo rosnącej świadomości społecznej, wciąż zbyt łatwo zabijamy zwierzęta. Za mało jest głosu sprzeciwu. Zdarzają się też takie sytuacje, bardzo rzadko, gdy cała nasza wiedza nie pomaga, a pies staje się naprawdę niebezpieczny. Mówię tutaj np. o agresji mającej podłoże somatyczne. Tutaj często bez szybkiej diagnozy weterynarza nic nie poradzimy. Jednak zbyt często słyszę od klientów, że rozważali uśpienie psa, nawet kiedy problem jest dość błahy i łatwy do rozwiązania. Musimy się nauczyć, że to nie jest wyjście. Musi nam bardziej zależeć.
Kacper Sękowski