„Musi sobie poradzić” – czyli co przeżywa pies podczas treningu z użyciem techniki „zanurzenia”

Często w pracy behawiorystów oraz w świadomości społecznej właścicieli psów pojawia się pomysł, by w stosunku do psa zastosować tzw. technikę zanurzenia (nazywaną czasami techniką „zalania bodźcem” z ang. flooding). Polega ona na zmuszeniu psa do kontaktu z bodźcem, którego się boi lub wzbudza w nim nadmierne pobudzenie. Jeżeli na przykład nasz pies boi się innych psów, zamykamy go w klatce lub na ogrodzonym terenie z innymi psami (w założeniu takimi, które realnie mu nie zagrażają, czyli stabilnymi, dojrzałymi osobnikami). Jeżeli nasz pies panicznie boi się odkurzaczy, zamykamy go w pokoju z działającym odkurzaczem, albo jeszcze zabawowo próbujemy „odkurzyć” jego sierść. Często tą technikę stosuję się również ze szczeniętami w ramach tzw. socjalizacji, podczas której pies „musi” poznać wszystkie sytuacje, bodźce, ludzi, psy czy miejsca i się do nich przyzwyczaić. Idea, która stoi za tą techniką głosi, że osobnik zmuszony do kontaktu z czymś, czego się boi, a co realnie mu nie zagraża, z czasem zrozumie, że zagrożenie nie jest prawdziwe i uspokoi się. Pies zamknięty w pomieszczeniu z odkurzaczem z początku wpadnie w panikę, jednak po jakimś czasie zacznie zauważać, że odkurzacz wcale nie ma zamiaru go zaatakować i być może nie ma się czego bać (oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę z tego, czego konkretnie pies się boi, czy jest to strach przed tym, co odkurzacz mu zrobi, czy raczej strach przed samym hałasem wydobywającym się z dużej maszyny – stawiałbym na to drugie). Musimy wiedzieć o tym, że zaobserwowana przez nas zmiana behawioralna może być jedynie pozornym wygaszeniem strachu, a w rzeczywistości świadczyć o bardzo poważnym zaburzeniu, znanym jako syndrom wyuczonej bezradności. W tym artykule chciałbym nakreślić czym jest technika zanurzenia w pracy z psami, jak najczęściej się ją stosuje i jakie są jej skutki zarówno psychiczne jak i fizyczne dla psa. Poruszę więc temat wyuczonej bezradności, fizjologii stresu oraz kary pozytywnej w kontekście powyższych. Najpierw zadajmy pytanie czym właściwie jest wyuczona bezradność i jakie jest jej miejsce w tym temacie.

Badania nad wyuczoną bezradnością prowadził Martin Seligman w latach 60 XX wieku. Jedną grupę psów przywiązaną do uprzęży, poddawał cyklicznie wstrząsom elektrycznym, których psy mogły uniknąć, naciskając nosem przycisk. Dość szybko nauczyły się w jaki sposób bronić się przed nieprzyjemnym bodźcem. Drugą grupę psów, również przywiązał i raził impulsami elektrycznymi, jednak te nie miały możliwości ich uniknięcia. Były uwięzione i bezlitośnie poddawane wstrząsom, bez żadnej nadziei na ucieczkę. Następnie Seligman umieścił psy w skrzyniach, przedzielonych na pół niewysoką poprzeczką. Kiedy przez jedną część skrzyni przechodził impuls elektryczny, druga pozostawała bezpieczna. Psy z pierwszej grupy szybko nauczyły się przeskakiwać w odpowiednim momencie do drugiej części skrzyni, aby uniknąć wstrząsu. W ten sposób psy z pierwszej grupy po niedługim czasie nie były już rażone prądem w ogóle. Z kolei psy z drugiej grupy, wpuszczone do skrzyni kładły się na ziemi i pozostawały w bezruchu, nawet pod wpływem wstrząsów elektrycznych. Nie próbowały przeskakiwać na drugą stronę, nie szukały ucieczki, tylko leżały czekając na to co ma nadejść. Seligman nazwał to wyuczoną bezradnością. Kiedy dany osobnik zostaje wystawiony na działanie nieprzyjemnego bodźca, w sytuacji bez wyjścia, bez możliwości ucieczki czy obrony – poddaje się. Nawet kiedy sytuacja ulegnie zmianie i pojawi się szansa na jej poprawę, osobniki z wyuczoną bezradnością pozostają bierne. Co więcej, u psów z drugiej grupy Seligman zaobserwował objawy apatii, wycofania, spadek apetytu. Kilka z jego psów zmarło z powodu wygłodzenie, po tym jak przestały przyjmować pokarm.

Stosując technikę zanurzenia, musimy bardzo uważać, żeby nie pomylić rzeczywistego wygaszenia lęku z syndromem wyuczonej bezradności. Nasz pies może wydawać się spokojny na zewnątrz, lecz w środku być całkowicie przerażony i zestresowany. Zmuszając psa do kontaktu z czymś czego się boi, przed czym chce uciec, lub na co reaguje nadmiernym pobudzeniem czy agresją, możemy spowodować u niego poważne zaburzenie psychiczne. To co z pozoru wygląda na przyzwyczajenie się może być poddaniem się, pogodzeniem się ze swoim losem i dalsze cierpienie w milczeniu. U takiego złamanego psa zaobserwujemy spadek apetytu, objawy apatii i depresji, spadek pewności siebie, brak swobodnej eksploracji.

Kolejną kwestią o której warto tutaj wspomnieć jest samo działanie naszego organizmu, a konkretnie układu autonomicznego podczas przedłużonego stresu. Mówiąc prosto – kiedy znajdujemy się w intensywnej, stresującej sytuacji najpierw nasz organizm mobilizuje się wobec zagrożenia (wydzielanie adrenaliny i noradrenalizny, przyspiesza przepływ krwi, wzrasta temperatura ciała, zmniejsza się odczuwanie bólu i ustają procesy trawienne). Wszystko to, by poradzić sobie z problemem – zaatakować lub uciec. Jednak jeżeli po krótkim czasie okaże się, że ani jedno ani drugie nie jest możliwe organizm musi radzić sobie inaczej, gdyż nie jest możliwe, by długo zostawał w stanie ekstremalnego napięcia i gotowości. Następuje więc faza wyczerpania, a stres ostry zamienia się w stres przewlekły i nasze ciało zamiast skupiać się na podejmowaniu działania skupia się na przetrwaniu. To skutkuje wyczerpaniem zasobów odpornościowych i zatrzymaniem reakcji biochemicznych.

Pies, który zostaje zamknięty w boksie schroniskowym być może pierwszego dnia będzie szczekał, skomlał, gryzł pręty czy w jakiś inny sposób próbował uciec. Po jakimś czasie ten sam pies będzie siedział w kącie boksu ze spuszczoną głową, wpatrzony w pustkę. Jego organizm mobilizował się do ucieczki tak długo jak potrafił, jednak po pewnym czasie przeszedł w tryb wyczerpania i stresu przewlekłego. Czy pies zaadoptował się do sytuacji? W pewnym sensie tak, jego organizm radzi sobie jak może, chociaż prawdopodobnie jest w coraz to gorszym stanie zdrowotnym i psychicznym. Czy ten pies „przyzwyczaił się” do zamknięcia w boksie i nie jest to już dla niego stresujące czy problematyczne? Zdecydowanie nie. Strach i stres zostają, zmienia się tylko to, co widzimy – zachowanie. A niestety najczęściej to właśnie na zachowaniu skupiamy naszą uwagę zamiast na emocji, którą jest podszyte.

Skoro już wiemy coś o technice zanurzenia i wyuczonej bezradności oraz o tym, jak nasz organizm działa w przedłużającym się stresie, trzeba na koniec powiedzieć coś o typowej sytuacji treningowej i o tym co najczęściej pojawia się w towarzystwie tego, co wymienione powyżej – o karze pozytywnej. Niech słowo pozytywna was nie zmyli, chodzi tu o wprowadzenie bodźca awersyjnego (np. szarpnięcie kolczatką, podduszenie czy impuls elektryczny) w reakcji na niepożądane zachowanie. Przykładowo, mój pies boi się obcych ludzi i reaguje szczekaniem, instruktor organizuje więc zajęcia w parku, gdzie są tłumy i za każdym razem, gdy pies szczeknie dostaje karę – mocne szarpnięcie. Normalnie pies szczekaniem radził sobie z lękiem i stresem, teraz za każdym razem kiedy próbuje wyrazić strach zostaje ukarany bólem fizycznym. Uczy się więc, że nie może poprzez zachowanie pokazywać strachu i tutaj wkracza wcześniej opisana wyuczona bezradność. Kara pozytywna przyspiesza więc ten proces. Pies zamyka się w sobie i poddaje. Zachowanie się zmienia – teraz pies idzie pozornie spokojny, intensywnie dyszy, wygląda na wyczerpanego. Wpływ na to ma też oczywiście ilość ludzi w parku – w tym przypadku pies zostaje po prostu zalany bodźcem, którego się boi. Czy pies nie boi się już ludzi? Boi się ich co najmniej tak samo bardzo, lecz prawdopodobnie jeszcze bardziej jeżeli skojarzył ból kary pozytywnej z widokiem ludzi i całą sytuacją. Teraz po prostu nie prezentuje zachowań takich jak szczekanie, a my możemy przejść koło człowieka bez „problemu”. Być może w tym momencie nasz problem się rozwiązał. Pies wydaje się posłuszny i spokojny, instruktorowi trzeba mocno pogratulować i zapłacić grube pieniądze. Czy rozwiązał się problem psa? I przede wszystkim czy zależy nam na tym, żeby to właśnie jego problem rozwiązać, nawet jeżeli będzie to wymagało trochę więcej pomysłowości i czasu ze strony naszej i szkoleniowca? Zanim odpowiesz na to pytanie warto przypomnieć o fizjologii stresu i o skutkach przewlekłego stresu czyli o obniżonej odporności, apatii, podatności na choroby, spadku apetytu i innych. Oprócz pogorszenia stanu zdrowotnego, wiemy już, że stres i strach pozostają, więc jeżeli pies będzie wystawiony na ten bodziec jego reakcja może stać się czymś na kształt tykającej bomby. Za tydzień, miesiąc czy nawet rok, kiedy będziesz przekonany, że ludzie nie stanowią już problemu może zareagować inaczej niż dotychczas i zamiast szczekania pominąć kilka szczebli na drabinie zachowań agresywnych i po prostu ugryźć sąsiada w twarz, oczywiście „zupełnie niespodziewanie”.

Nie inaczej działają te mechanizmy w przypadku człowieka. Na sam koniec spróbuj sobie wyobrazić coś, czego się wyjątkowo boisz. Załóżmy, że będą to pająki. Wyobraź sobie teraz, że wchodzisz z najbliższą osobą do pokoju, w którym roi się od pająków. Jesteś przerażony i zestresowany, próbujesz uciec, ale drzwi są zamknięte. Pająki są coraz bliżej, próbujesz się odsunąć, albo walczyć, ale za każdym razem, gdy podejmujesz jakąkolwiek próbę ucieczki, walki czy okazania strachu przez krzyk twoja najbliższa osoba uderza cię w ramię. Wydaje się, że to nigdy się nie skończy, więc po jakimś czasie przestajesz robić cokolwiek, zmęczony, zrezygnowany i przerażony, a pająki dalej swobodnie maszerują po twojej nodze, ręce i twarzy. Czy teraz już nie boisz się pająków? I co myślisz o najbliższej osobie, która była tam z tobą?

Oczywiście pamiętajmy, że samo wystawienie psa na bodziec, który wzbudza w nim lęk, agresję czy ekscytację nie jest niczym złym, a nawet jest czymś nieuniknionym i niezbędnym jeżeli ma zajść jakiś proces uczenia się w związku z tym bodźcem. Jednak „zanurzenie” w głębokiej wodzie zamieniłbym na „wejście przy brzegu po kostki” mówiąc żartem. Przede wszystkim, nigdy nie możemy zmuszać psa do kontaktu z nieprzyjemnym bodźcem, bez możliwości ucieczki. Ekspozycja na bodziec musi być stopniowa i systematycznie pogłębiana, o kontrolowanym natężeniu, a najlepiej również dobrowolna. Ważne jest to, by pies nie odczuwał silnego stresu, który zaburza zdolność uczenia się. Jedną z metod, która spełnia powyższe założenia jest chociażby sesja BAT, podczas której pies ma możliwość swobodnej eksploracji, oddalenia się lub przybliżenia do bodźca – ma możliwość wyboru. Przez to, że jest w sytuacji, która daje mu poczucie bezpieczeństwa potrafi uczyć się i zmieniać strategie radzenia sobie z bodżcem, który wzbudzał lęk, niepokój czy stres. Na dokładny opis tej metody znajdzie się miejsce w naszym kolejnym artykule.

Olga Korusiewicz
Kacper Sękowski